i nie chciała... Świat uśmiechał mi się jeszcze, niepodobna mi było wytrwać na wsi.
Nie sądźcie jednak żebym już nie była w możności natchnąć gwałtowną namiętnością... ale wszędzie mnie ścigało jakieś nieszczęście, jakaś fatalność... Tu i owdzie zapalałam serca, rozpoczynały się preludja od westchnień i spojrzeń, ale zawsze coś, jakaś nieprzewidziana okoliczność zrywała to w chwili, gdy się rozwinąć miało najlepiej. Temu wypadła podróż, inny zachorował, trzeci został zmuszony mimo woli się ożenić i choć rzucali mnie w rozpaczy, ale rzucić musieli.
Jużbym była może z biedy poszła za doktora Francolini, który minąwszy to że doktor, był bardzo przystojny i niezmiernie przyzwoity człowiek... gdy nie wiem z czego, podobno z zaziębienia po balu, dostałam lekkiej gorączki, i mimo starań najusilniejszych niezmierniem się zdziwiła, postrzegłszy żem przeszła na świat inny.
Tu się właśnie poczyna najciekawsza część historji mojej; widzieliście żem nie była wcale ciężkiemi obciążona grzechami, spodziewałam się tylko lekkiej admonicji, ale anim myślała, żeby mi drzwi nieba przed nosem zamknięto...
Wybiegłam więc w drogę dosyć spokojna, trochę tylko zmięszana że mnie to tak niespodziewanie spotkało... Tknęło mnie to zaraz żem łącząc się z mnóstwem duchów które z tego świata razem zemną zeszły, nie doznała od nich najmniejszej grzeczności; — szliśmy koleją, nikt mi nie ustąpił z drogi.. Ha! myślę sobie, mniejsza o to, nikt mnie nie zna, gdyby wiedzieli kto jestem z domu, byłoby wcale inaczej; okryta więc mojem incognito i spodziewając że się to zmieni gdy staniemy u kresu, szłam dalej.
Coraz jaśniej, coraz jaśniej, stajemy wreszcie u drzwi, ale tu literalnie jak w Paryżu przy pierwszem przedstawieniu opery Mejerbeera, natłok nieopisany, ścisk, tłum... i nikt nikomu nie ustępuje, nikt na nikogo nie zważa; każdy z kolei przychodzi.
Czekam cierpliwie przebiegając myślą życie moje i uspokajając się coraz mocniej, gdy w chwili widzę się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/67
Ta strona została skorygowana.