ciężkiej rzeczywistości, wśród dokuczliwych jej uścisków, chłodnym jej obwiany oddechem... dzieciństwa mojego nie pomnę, lecz gdym oczy, myśli, otworzył, świat na mnie dziwne robił wrażenie... serce mi biło, oczy drgały, pierś gorączką wzniesiona podnosiła się uczuciem podziwu, uwielbienia, niepokoju i jakiejś potrzeby czynu, których naówczas zrozumieć jeszcze nie mógłem.
Pamiętam tylko, żem strugał z patyków posążki, żem powtarzał zasłyszane śpiewy, żem wszelki papier zarzucał nieforemnemi postaciami rojącemi się po mózgu, którym ręka niewprawna sprostać nie mogła. Obojętne mi było wszystko co nie było piękne, co nie mówiło wprost do duszy jedynym jej znanym językiem... nie rozumiałem prozy życia, a wśród niej rosłem na przekorę.
Nie wiem jak się to stało, alem się rozwinął artystą, choć nic mi nie pomagało, wszystko się przeciwiło temu... Było nas rodzeństwa kilkoro, i dwoje rodziców myślących tylko o powszednim dla nas chlebie; ale Bóg co nie zapomina o nikim, posypał ziarnem drogę, którąśmy dalej iść mieli. Nie znaliśmy dostatku, aleśmy nie spadli w nędzę... jam powoli o chlebie mierności rósł w siły i rozwijał się.. Popęd, który mi się dał uczuć z dzieciństwa, któregom nie rozumiał ani ja ani ci co mnie otaczali, bo go zwano skłonnością do próżniactwa i głupotą, popęd ten co chwila we mnie brał górę.
Dziwiłem się nieraz, żem tak mało do drugich był podobny, że mi nic nie smakowało z tego co ich szczęśliwymi czyniło... ale sam sobie byłem nierozwikłaną zagadką. W tym niepokoju przechodzę dalej stopnie po których młodość wiedzie na ostatni szczebel siły. Stanąłem wreszcie u kresu na którym się sobie mogłem przypatrzeć... byłem artystą!!
W chwili kiedym to odkrycie uczynił, gdym poczuł dokąd iść powinienem, sił mi i odwagi zabrakło. Byłem sam, swobodny, panem swej woli i mistrzem przyszłości... mógłem uczynić co mi się zdało i pokiero-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/74
Ta strona została skorygowana.