Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/81

Ta strona została skorygowana.

cięższem poddaństwem. W tej sferze w której mnie los umieścił, ani sercem, ani rozumem, ani natchnieniem kierować mi się nie było wolno, musiałem iść wytkniętą drogą obowiązku, przyzwoitości, a zboczenie z niej wszelkie byłoby w oczach moich współbraci, rodziny, krewnych, niedarowanym grzechem.
Stan wkładał na mnie obowiązki najdziwniejsze, przykre, nieprzełknięte, ale tak konieczne, że się z nich łzami wykupić nie było w mej sile.... A na pozór wszystko mnie jednak słuchało, wszystko się skłaniało przedemną.... i ludzie idący pieszo zazdrościli przejeżdżającemu w karecie znudzeniu, znużeniu i tęsknocie.
O północy jechałem na to co się zwało zabawą, wracałem o trzeciej, a gdym usiadł do fortepianu, godzinę muzyki nocnej, zwano szaleństwem. Matka obawiała się żeby mi nie zaszkodziła bezsenność.... ojciec poglądał chmurno na tę, jak ją nazywał, fantazję.
Jeżelim opuścił wizytę lub wyłomał się z przyjęcia odwiedzin dla przepędzenia samotnie godziny sam z sobą, dziwiono się temu jak postępkowi niewytłumaczonemu w mojem położeniu towarzyskiem; jeżelim przeniósł książkę, muzykę, sztukę nad towarzystwo pospolitych choć złotem obhaftowanych ludzi, odbierałem bury i napomnienia.
Nakoniec nie wiem po wielu wykroczeniach tego rodzaju, książe ojciec wezwał mnie do swego gabinetu i zamknąwszy drzwi, z surową naprzeciw mnie stanął twarzą.
— Mości książe, rzekł do mnie, w młodym człowieku wiele się wybacza, ale młodość przejść powinna. Uczono cię muzyki, malarstwa, oswojono z literaturą, nie dlatego żebyś miał być jednym z tych śmiesznych amatorów co czas, pieniądze i pozycją socjalną tracą na dziwaczną namiętność, którą pospolicie zowią fantazją, a śmieją się z niej jak z umysłowej aberracji i ćwieczka w głowie; potrzeba było żebyś W. Ks. Mość znał to wszystko, umiał o kim sądzić, abyś wspierał sztukę i nie był upośledzonym z tej strony, ale od tego do jakiegoś zapamiętałego oddawania się sztuce, które