Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

Sam jeden na świecie, ze skrzypką pod pachą i uśmiechem na ustach szedł sobie spokojny do celu, który jasno świecił przed nim. Uczucie religijne wzmacniało go jeszcze i codziennemu szczęściu dawało nadzieje wyższe nad nie. Nie znałem człowieka któryby lepiej pojął życie i silniej się do niego uzbroił, miał zmysł wszelkiego piękna, cześć dobra, zapał cnoty, gotowość do ofiary i spokój duszy niezachwiany niczem.
Często śniadał bułką i mlekiem, często grosz zaszanowany oddawał ubogiemu, i śmiejąc się z wywróconych swych kieszeni szedł po suchej kromce chleba oddychać wonnem powietrzem, lub słuchać wesołej piosnki, która mu wyciskała łzy rozkoszy...
Obok jego życia moje otoczone wszystkiem co tylko pieniądz i dostatek dać może, jakże było nędznem i pełnem męczarni! jakżebym był ochotnie zamienił je na to śmiejące się i rozpromienione ubóstwo! Zazdrościłem mu! zazdrościłem... ale zazdrość ta była tylko męczarni moich dodatkiem... Próbowałem na różne sposoby urządzić tak godziny moje, by część ich oddać sztuce, i dogodzić pragnieniu które przechodziło w niepohamowaną namiętność, ale na to nie było sposobu. Dzień mój był tak zajęty obowiązkami czczemi po większej części a nieprzełamanemi, że najmniejsza z nich ofiara, dawała mi się czuć natychmiast. Ojciec widząc moje skłonności, tem silniej mnie strzegł, ażebym się im nie mógł oddawać; niekiedy nawet szydził trochę z mojego artyzmu i w ogóle z literatury i sztuki wskazując, że one nie są czem mi się zdawały, że ostatnie słowo ludzkości poza ich granicami leżało. Musiałem z duszą pełną dźwięku i poezji, siedzieć nad Vatel’em i Grotiusem, nad Sau’em i Sismondim gotując się na przyszłego administratora, na dyplomatę, na jedno z wysokich stanowisk krajowych, które mnie czekać się zdawały.
Położenie nasze u dworu dzięki związkom krwi jakie nas z nim łączyły oddawna, zabiegom ojca i sprzyjającym okolicznościom, dawało najświetniejsze nadzieje... a! jabym był może wolał niełaskę i wy-