Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/105

Ta strona została przepisana.

kraju Polanów i wdziać odzież tu używaną, a że języka był świadomy, mógł uchodzić za zamożnego ziemianina.
W ciągu drogi, im dłużej obcował z Włastem, im bliżej go poznawał, tem więcej się w nim rozmiłowywał i przekonywał się, że nie traf ślepy ale Opatrzność sama wybrała go na trudny obowiązek pierwszego apostoła — pasterza.
Ponieważ obaj drogą znużeni byli, postanowił Włast zawieźć księdza Jordana najpierw do Krasnejgóry, aby tam kilka dni wypoczął a potem dopiero mieli udać się do kniaziowego grodu nad Cybinę. Ksiądz Jordan przystał na to z ochotą.
Droga wiodła lasami już z liści jesienią ogołoconymi. Wjechali wreszcie w ten gaj, który dwór z boku osłaniał, gdy nagle ujrzeli, że cały dwór w Krasnejgórze był zgliszczem tylko. Sterczały z niego pozostałe niedopalone belki... Z budowli nic nie zostało...
Włast całej siły ducha użyć musiał, aby się zdobyć na te słowa:
— Bądź wola Twoja!
Pogorzelisko straszny przedstawiało widok... Kilku ludzi błąkało się około niego. Jarmirza ujrzał Włast leżącego na ziemi w opalonej odzieży... Pożar nie był widocznie dawny, bo gdzie niegdzie dymiły węgle jeszcze. Za dworem stały wypędzone ze spalonych szop trzody...