Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/109

Ta strona została przepisana.

— Nic wam złego nie uczyniłem — odezwał się Włast. — Ślepi jesteście, a nie wiecie co robicie... Uczyniliście mi krzywdę — dodał — płacę wam za nią dobrem. Wyprosiłem u kniazia, że mam prawo puścić was na wolność... Idźcie i uchodźcie... Pomnijcie, że ta wiara, co uczy płacić dobrem za złe, jest lepszą...
— Wasza wiara głupią jest — mruknął Warga, podnosząc się z ziemi i dając znak towarzyszowi, aby także wstawał — bo mnie puszczasz wolnym, a ja z ciebie się śmieję i co w sercu mam, zachowam...
Gdy już był wyszedł z lochu, zwrócił się do Własta i rzekł głośno:
— Nie śmiecie Wardze nic uczynić, nie śmiecie! Wiecie, żem silny, i że za mnie mścić się będą... Dla tego puszczacie nas wolno... Nie bójcie się, drugi raz wam w ręce nie popadnę... a dostaniecie się wy w nasze...
Włast zawrzał gniewem, lecz jako chrześcijanin wierny zwalczył gniew i dał odejść obu dziadom.
Nauka, jaką im Włast dać chciał, poszła na marne, ale za to w sumieniu swojem pozostał spokojny.
Tymczasem na dworze robiono wielkie przygotowania. Z Czech zapowiadano przybycie kniahini Dąbrówki, lecz trzymano to jeszcze w tajemnicy. Mieszko nie kazał dotąd wezwać do siebie księdza Jordana, lecz pozwolił mu urządzić w zamku z pomocą