Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/112

Ta strona została przepisana.

suknie stały naczynia z jadłem i napojem. Dla obu też orszaków beczki były w pogotowiu. Dwa dwory, czeski i polski, po raz pierwszy zbliżyły się ku sobie, przyjacielską podając dłoń.
Z kniahinią mnogi dwór jechał: niewiasty, sługi, dworscy, duchowni, panowie... Między duchownymi był i Włast także.
Nie biesiadowano tu długo i zaraz w dalszą puszczono się drogę. Już o kilka mil od Poznania drogi były nabite ludem, ciekawym ujrzeć tę nową panią, z którą przybywała wiara nowa, co trwogą i niepokojem wszystkich przejmowała. Lecz zarazem stały na drogach poczty wojenne, siłę Mieszkową okazując Czechom.
Wśród wrzawy trąb, rogów, okrzyków i śpiewów, wjeżdżała na nową swą stolicę Dąbrówka, tak niewzruszonym umysłem i ciekawemi oczyma mierząc ją, jak owego dnia nad Wełtawą, nieznajomego jej jeszcze przybysza, który za męża był dla niej przeznaczony.
Z okna swego dworca, z oczyma załzawionemi, przypatrywała się Górka tej nowej pani... naprzeciw której wyjść nie śmiała. U drzwi dworu, Mieszko, zsiadłszy z konia, podał rękę Dąbrówce i zaprowadził ją do wielkiej izby biesiadnej. Tu stali panowie, pokłonami witając panią, z góry spoglądającą na nowych poddanych.