Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/114

Ta strona została przepisana.

Dąbrówka dopomagała mężowi, aby wykonał to, co dla ważności obrządku koniecznem było. Na twarzy Mieszka malował się ciągły niepokój, który trwał dopóki nie wyszli z kaplicy i nie wrócili do izby, gdzie na nich zgromadzeni czekali. Dąbrówka z twarzą wesołą zasiadła teraz do uczy obok męża i brata. Polańscy panowie mogli się teraz przypatrzeć kniahini, którą poznać tak byli ciekawi. Jej wesołe i odważne usposobienie miało dla nich wiele uroku i było zupełnie czemś nowem dla nich, przywykłych do niewiast trwożliwych i milczących.
Pod koniec uczty, przeciągającej się długo, goście wedle zwyczaju zaczęli nowozaślubionym składać podarki... i u nóg młodej pani zebrał się stos cały kosztownych rzeczy, które o zamożności starych rodów świadczyły. Śmiało i wymownie, jakby dawna znajoma, dziękowała młoda pani. Dziwili się wszyscy, że tak od razu przystała do domu do nowej ziemi i nowych poddanych... Mieszko też spoglądał z ciekawością na ożywioną jej twarz i jasne oczy, w których najmniejszego wahania się i niepewności widać nie było... Trzy dni trwały takie uczty a po nich pląsy i zabawy. Dąbrówka zyskiwała sobie serca uprzejmością swą i nie wahała się rzucić słowa o nowej wierze.
Dziwnie się to apostołowanie mogło wydawać wśród zabawy, lecz młoda pani przejęta była swem posłannictwem i w środkach