Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/116

Ta strona została przepisana.

— Twoi Czesi nie zdadzą się do nawracania, bo nas nie znają. Miłościwa pani, damy im podarki bogate, ale ich stąd wyprawimy do domu.
Dąbrówka, która najbardziej na swój dwór przy nawracaniu liczyła, zasmuciła się bardzo, lecz Mieszkowi sprzeciwiać się nie było sposobu... Z twarzy mu widać było, że choć śmiał się, ale żelazną miał wolę.
— Nie zlękniecież się zostać wśród nas pogan samej? — spytał Mieszko.
Dąbrówka choć może w istocie czuła trwogę, okazać jej się wstydziła.
— Z wami zostanę — rzekła — przecież obawiać się nie mam czego.
Mieszko uśmiechnął się, dziękując.
— Jestem jeszcze sam poganinem — rzekł — nawróćcie wprzódy mnie i nauczcie. Słucham was często i nierozumiem. Co u nas cnotą było, u was jest występkiem, co u was zowie się pięknem, nam się złem wydaje. Zemsta wzbroniona, a któż się mnie lękać będzie?
Dąbrówka słuchając go, przekonywała się zwolna, że to nawrócenie, które jej się tak łatwem zdawało, było dziełem bardzo długiem i trudnem.
Spuściła głowę i milczała... Mieszko ujał jej rękę i rzekł:
— Chodźmy teraz pożegnać i odprawić Czechów, jest to koniecznem dla tego, aby