Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/120

Ta strona została przepisana.

To też mieszkańcy osad bardziej oddalonych żadnej nie czując zmiany byli przekonani, że Mieszko nie będzie miał odwagi rzucić się na starą wiarę swoją. Warga i jego towarzysze, co lud jątrzyć się starali, tracili wpływ swój zwolna. Na zbiorowiskach w dnie uroczyste, gdzie się dawniej tłumy zbiegały, teraz coraz puściej było. Lecz nagle wypadek niespodziany na nowo stygnące to przywiązanie dla starych bogów rozbudził.
O dwie mile od Warty i Cybiny, w głębi lasu, na uroczysku Białe zwanem, wznosiła się od dawna wystawiona nieforemna postać jakiegoś bóstwa. Ogromny kamień służył mu za podstawę, a bałwan był z drzewa niezgrabnie wyciosany.
Jednego dnia przybyły niewiasty do lasu zbierać grzyby i przestraszyły się ogromnie, widząc, że bałwan został obalony, kamienie porozrzucane, a ręka złośliwa, co tego dokonała podłożyła suchych gałęzi pod bałwana i na pół go spaliła.
Ponieważ Bial powszechnie był czczony i za bóstwo opiekuńcze okolicy uważany, lament, płacz i oburzenie wstrząsnęły całą ludnością. Wkrótce doszła wiadomość z okolicy na Dąbrowach, że i tam bałwan kamienny, który stał na wzgórzu od niepamiętnych czasów, ręka jakaś zuchwała obaliła i potrzaskała. Ludzie w gniewie odbiegli Biala i pobiegli płakać i lamentować na Dąbrowę. Tu znaleziono ślady kilku koni i dowody, że