Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/130

Ta strona została przepisana.

że sama potrzeba przymierza z cesarzem niemieckim zmusi Mieszka do chrztu i otwartego krzewienia wiary chrześcijańskiej.
O ile ksiądz Jordan był cierpliwy, o tyle Dąbrówka się zżymała, zwłaszcza, że z Czech przychodziły ciągle zapytania, kiedy się chrzest i ślub uroczysty odbędzie i ogłoszenie wiary chrześcijańskiej nastąpi. Jej staraniem nawróconą już została Górka, a za nią poszedł niemal cały jej[1] z wyjątkiem Jarczychy, która uciekła najprzód do Krasnejgóry do wychowańca, a tam znalazłszy wszystko do niepoznania zmienione, z płaczem schroniła się gdzieś do lasu.
Przez całą zimę trwało naleganie ze strony kniahini i milczenie uparte Mieszka. Gdy on obojętnie jakoś czekał i zwlekał, jej wysłańcy pokryjomu obalali posągi bożków, palili kontyny i po nocach krzyże zatykali.
Zima była ostra w tym roku, Mieszko jednak jeździł codziennie na łowy. Gdy raz z takich łowów powrócił późno w nocy na zamek, zastał w komnacie swej czekającego nań Dobrosława. Zdziwiony Mieszko zapytał zaraz czy się co we dworze nie stało.
— Miłościwy panie — rzekł Dobrosław, skinąwszy wprzód na komorników, aby odeszli — nasza kniahini wybiera się w drogę...
— Dokąd? kiedy? — z a pytał Mieszko.

— Przyjechał z Pragi poseł, nie wiem, co przywiózł z sobą... kazano wszystko do podróży sposobić.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; wydaje się, że brakuje słowa dwór.