Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/132

Ta strona została przepisana.

— Miłościwy panie, wiem czego żądam... Czekałam z pokorą, czas albo mnie nazwać żoną lub opuścić mi was ze wstydem.
Kniaź przystąpił do płaczącej Dąbrówki i rzekł:
— Gdy pierwszy skowronek zaśpiewa, upadnie reszta kontyn i w Gnieźnie krzyż zatkniemy.
Dąbrówce oczy radością zajaśniały.
— Na nowego Boga twojego, na Chrystusa, który wiarołomnych karze, przysięgnij! — zawołała.
— Przysięgam — rzekł Mieszko.
Od tego dnia rozpoczęły się przygotowania do wielkiej uroczystości.
Posłowie czescy odprawieni zostali z powrotem do Pragi, lecz na tę uroczystość powrócić mieli i przywieźć z sobą świątobliwego kapłana Bohowida, który chrztu uroczystego Mieszka miał dopełnić.
Tymczasem w Gnieźnie nad częścią kościoła, wznoszącego się na zwaliskach kontyny, kończono dach pospiesznie, aby w tej pierwszej świątyni odbyć się mógł obrzęd chrztu świętego. Ksiądz Jordan, Ojciec Mateusz i inni duchowni z Czech przybyli zbierali tymczasem przygotowujących się nowonawróconych, ażeby jak największa ich liczba razem z kniaziem do chrztu stanąć mogła.