Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/134

Ta strona została przepisana.

Zdawać się mogło obcym, patrzącym na ten spokój i ciszę, że nigdzie może z większą uległością nie zmieniano wiary od wieków wyznawanej. — Mieszko jeden wiedział, co znaczyło to milczenie.
Ponieważ w głąb kraju nie łatwo było dosięgnąć dla obalenia bałwanów po lasach i polach wzniesionych, nazajutrz zaraz wyznaczono oddziały zbrojne, które z duchownymi i z przygotowanymi krzyżami wyruszyć miały do zakątków pogańskich i tam wznieść godło wiary.
Włast z chęcią ofiarował się za przewodnika tych apostolskich wycieczek. Z Gniezna wyjechał zaraz do Krasnejgóry, aby się przysposobić w tę drogę.
Jadąc tą samą drogą, którą wczoraj pochód księży przybrał był w nowe krzyże, ojciec Mateusz ze smutkiem przekonywał się, co znaczyło owe pokorne milczenie tłumów. Wszystkie krzyże leżały podruzgotane, popalone, zbezczeszczone, — ludzie się nigdzie nie pokazywali.
Z bolesnem w duszy wrażeniem przybył Włast do swego nowego dworu. Tu powitała go serdecznie siostra, która teraz ochrzczona Hanną się nazywała i Jarmirz już z nią zaślubiony, na chrzcie świętym nazwany Andrzejem. Zasiedli wszyscy do wieczerzy i ojciec Mateusz opowiadał im o wczorajszej uroczystości, gdy w tem na podwórzu psy