Orszak wiodący ojca Mateusza pociągnął powoli ku Poznaniowi.
∗
∗ ∗ |
Upłynęło lat kilkanaście od opisanych wypadków. Potęga Mieszka wzrosła, państwo rozszerzyło granice, kościoły stawały liczne; po całej ziemi Polan przebiegali kapłani, nawracając pozostałych jeszcze w ciemnocie pogaństwa ludzi. Ojciec Mateusz był wszędzie z nimi, a językiem rodowitym i sercem braterskiem przemawiając do ludu, najwięcej dusz dla Chrystusa zyskiwał.
Pierwszy ten kapłan-apostoł nie dobijał się o świetne stanowisko w hierarchii kościelnej, ani pragnął sławy, rozgłosu. Całą majętność swoją oddawszy siostrze i jej mężowi, Włast wymówił sobie tylko to miejsce, na którem stał dwór ojcowski i na niem kościołek wystawił. Do tego kościołka przybywał często z Poznania, gdzie przy biskupie Jordanie pozostawał do pomocy, i w nim na modlitwie wiele spędzał godzin.
Jednego wiosennego dnia, około Wniebowstąpienia, gdy słowiki śpiewały najgłośniej a czeremchy miłą woń roztaczały, Hanna wszedłszy do kościoła, ujrzała brata krzyżem leżącego przed ołtarzem. Siostra podszedłszy ku niemu, ujęła go klęknąwszy za rękę.