Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/15

Ta strona została przepisana.

Potem siadł na wywyższonem miejscu i ochoczo zabrał się do jadła i picia, przyczem służyli gospodarz z synem. W czasie jedzenia zwrócił się nagle do Lubonia i zapytał:
— A krasnej córki waszej nam to nie pokażecie?
— Chora mi jest od wczoraj — rzekł Luboń — na głowę leży... Upał znać jej zaszkodził.
Na to nic kniaź nie odpowiedział, lecz zaczął się wypytywać Własta, gdzie przez ten czas długi bywał i co robił. Włast zaczął mu dość obszernie opowiadać, że rycerz, który go wziął w niewolę, pojechał z nim na dwór cesarski i potem z nim do dalszych krajów na południe jeździł, — a Mieszko słuchał ciekawie, wpatrując się uważnie w blade oblicze młodzieńca.
Stójgniew, który się także ciekawie przysłuchiwał, szepnął Luboniowi, że kniaź ciekawy niemieckich obrotów, pewnie syna na swój dwór zawezwie, aby mu o nich opowiadał.
Ojciec nic nie odrzekł na to, bo mu się serce ścisnęło.
Tymczasem przy stołach ochota, choć obecnością kniazia nieco hamowana, powoli coraz stawała się żwawszą. Mieszko przypatrywał się z upodobaniem wesołej drużynie, gdy w tem spostrzegł mężczyznę średniego wieku, który wstawszy już od stołu,