Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/17

Ta strona została przepisana.

— Darujcie, Miłościwy panie, w domu nie byłem... żony sobie szukałem... — począł otwarcie Dobrosław.
— Alboż to w domu znaleźć ją było trudno? — zapytał Mieszko.
— Miałem dwie żony od sąsiadów, obie mi pomarły, chciałem gdzieindziej szukać szczęścia...
— I kędyżeście bywali? — zapytał kniaź spokojnie.
— Zawlekłem się aż na Czechy, dwór króla Bolesława, tam żonę znalazłem.
— Cóżeście tam widzieli na tym dworze, pewnie co lepszego niż u nas? — zapytał kniaź, potrząsając głową.
Dobrosław potarł brodę z namysłem i rzekł:
— Choć Niemców tam nie widziałem żadnych, ani też niemieckiego obyczaju, a przecież wielem się od nich nauczył, Miłościwy panie, bo oni na to się do nich zbliżają, aby lepiej wiedzieli, jak się bronić przed nimi.
— A króla widzieliście — zapytał Mieszek chmurno.
— O tak, na łowy z nim jeździłem i u dworu bywałem nieraz.
— I co o nim myślicie? — spytał kniaź, mierząc oczyma Dobrosława.
Dobrosław zamyślił się na chwilę, a potem odparł, spuszczając oczy:
— Miłościwy panie, jest to mąż silny, przebiegły i władzy chciwy... lepiej go mieć