miast godło, uścisnął Dobrosława, lecz ze wzruszenia nie mógł słowa wymówić.
Stali obaj długą chwilę, przejęci, strwożeni, ale szczęśliwi, że się spotkali i poznali.
— Skąd wiedziałeś, żem ochrzczony? — zapytał wreszcie Dobrosław.
— Snadź wiadomem to powszechnie, bo Stojgniew powiadał o tem półgłosem kniaziowi — odparł Włast.
Wiotki zamyślił się smutnie.
— Nie darmo mnie też na jutro wezwał na łowy — westchnął — co tam mnie czeka, Bóg wie!
Włast uścisnął go drżący.
— Kniaź by was miał prześladować? — zapytał.
— On? nie! — odparł Dobrosław — ale on sam boi się narodu, który w swoje bogi wierzy i przy nich obstaje. Ciekawy jest pewno nowej wiary; wie, że ją przyjęli czescy panowie, że ona u nas i wszędzie z czasem zawładnie, ale nim to się stanie, wiele krwi się wyleje!... wiele!... Powiedz mi o sobie — dodał potem idąc w las dalej — gdzie ciebie ochrzczono?
— Na dworze cesarskim chrzcił mnie pan i biskup Rawenny. Po chrzcie przygotowali mnie na kapłana, i kapłanem jestem...
Gdy tych słów domawiał młodzieniec, skromnie spuszczając oczy, Dobrosławowi zajaśniały źrenice, podniósł ręce do góry i o mało wielkim głosem nie krzyknął. Potem pochylił
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/21
Ta strona została przepisana.