Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/39

Ta strona została przepisana.

— Tak, Miłościwy panie — odparł Włast pytaniem tem uradowany. — Tak Chrystus był Bogiem na ziemi i powrócił do niebios, skąd zstąpił na nią. Przyniósł On nowe prawo z sobą i zaszczepił je krwią swoją pomiędzy ludźmi...
— Tak... wiem... był zabity, umęczony — rzekł Mieszko.
— I zmartwychwstał — dodał Włast.
Kniaź usłyszawszy to, podniósł nań oczy z wyrazem przestrachu i niedowierzania.
— I czynił cuda wielkie? — zapytał po cichu.
— I czyni je ciągle — dokończył Włast.
Mieszko zwrócił oczy przenikliwie na młodzieńca i spytał:
— Tyś chrześcijanin?
Włastowi serce uderzyło silnie. Pomimo, że głos kniazia nie był groźnym, nie był jednak pewien, czy przez przyznanie się nie wyda na siebie wyroku śmierci. W tej chwili przyszło mu na myśl trzykrotne zaparcie się Piotra świętego... więc zwyciężając niemoc i pokusę, rzekł śmiało:
— Jestem nim, Miłościwy panie! jestem nim! Choćbym za to życie miał stracić, zaprzeć się Boga mojego nie mogę.
Zdumiony Mieszko milczał długo, wpatrując się w natchnionego młodzieńca.
— I nie lękasz się śmierci? — zapytał.
— Nie, panie, bo mnie po śmierci czeka żywot wieczny i wieczna szczęśliwość.