Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/40

Ta strona została przepisana.

— Żywot wieczny — mruknął kniaź wstając — jestżeś tego pewnym?
— Miłościwy panie! — zawołał Włast, nabierając coraz więcej odwagi — Bóg nam go przyrzekł.
Z dziwnym wyrazem twarzy, na wpół szyderskim, na wpół trwożnym, kniaź rzucił się na łoże i zadumał głęboko.
Znów długie zapanowało milczenie. Nagle Mieszko od chrześcijan przeszedł do cesarza:
— A cesarz niemiecki silny on jest? — zapytał.
— Nie wiem, czy kto nad niego silniejszym jest w świecie — odparł Włast. — Ma pod sobą królów, kniaziów i panów moc niesłychaną... wojska niezliczone... skarby ogromne... Ach panie, potęga jego straszna...
Mieszko uśmiechnął się niedowierzająco.
— A przecież — rzekł — dotąd jego markgrafowie i książęta nas Polan, Serbów i Wendów zmódz i pobić nie zdołali... Nas, cośmy rozbici, podzieleni — dodał ciszej... — Czechy mają, ale ich zdradzą Czesi, gdy stosowną upatrzą chwilę. Poszli z nimi bo Ugrów złamać trzeba było, co im tak groźnymi byli.
Zaczął potem pytać o zamki zbroje, oręże, szyki wojenne i o wszystko, co w obcych ziemiach było innem.
Włast opowiadał mu długo i obszernie, o wielkich zamkach, jakie widział na szczytach gór zbudowanych, o żelaznych zbrojach rycerzy i ogromnych bogactwach cesarskiego