Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/41

Ta strona została przepisana.

skarbu. Mieszko słuchał go z wielką uwagą, a gdy wreszcie zamilkł, znużony długiem opowiadaniem, Mieszko rzekł głosem zniżonym.
— Pamiętaj, abyś się ze swym nowym Bogiem przed ludźmi nie chwalił! Gdyby cię obwiniono, żeś wiarę Niemców przyjął, ukarać bym cię musiał... My czcimy naszych starych bogów, innych u nas ludzie znać nie chcą, nic wspólnego z obcymi mieć nie będziemy... nie!
Włast chciał go pożegnać, gdy kniaź rzekł:
— Od dworu cię nie puszczam. Stojgniew ci da pomieszczenie. Gdy cię puścić zechcę, powiem. Na zawołanie mi będziesz i milczeć.
Z tem puścił Własta, nie okazując mu większego gniewu.
Gdy Włast odszedł,Mieszko położył się na łożu i zadumał, jak wprzódy.

IV

Nazajutrz po przybyciu Własta na dwór Mieszka, nadciągnął tam Sydbor, przyrodni brat kniazia, któremu tenże dawał dowództwo nad najniesforniejszymi oddziałami i najtrudniejsze do wykonania polecenia. Wszyscy wyszli na jego spotkanie; wyszedł także i Włast, gdzie zdala od wałów ukazał się