Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/62

Ta strona została przepisana.

stołu tuż za ojcem siadł młody Bolesław, a z nim kilku duchownych z krzyżami na piersiach. Tych oczy zwracały się ciekawie na Mieszka, on zaś spojrzeć na nich nie śmiał. U osobnego stołu przyjmowano dwór Mieszka i starszyznę jego. Na dworze Bolka byk już zaprowadzony ten obyczaj chrześcijański i rycerski, że niewiasty wespół z rodziną zasiadały przy stole. Gdy Więc Bolko wiódł polańskiego kniazia do stołu, innemi drzwiami wchodziła gromadka niewiast, pomiędzy któremi Mieszko ujrzał Dąbrówkę. Nie dał jednak poznać po sobie, że ją spotkał nad Wełtawą. Kniahini wcale nie trwożliwa uśmiechała się mierząc go oczyma i usiadła obok ojca. Stary Bolko, wskazawszy gościowi córkę, zaczął go bawić wesołą rozmową. Miód i wino podawano obficie, a starzec po pierwszym kubku poweselał widocznie.
Rozmowa toczyła się raźna, rubaszna, obyczajem owego wieku. Bolko spytał gościa o żonę. Zagadnięty milczał.
— Mnie już wszystkie razem niewiasty zobojętniały — rzekł po chwili Mieszko i przytem spojrzał na Dąbrówkę, która mu się mile uśmiechnęła.
— Wam się trzeba ożenić z chrześcijanką — rzekł Bolko — najlepiej ona i wiary nauczy i zachęci do niej.
Mieszko spojrzał w oczy staremu, trzymając kubek w ręku. Kto wie może Dobrosław potajemnym był swatem? — pomyślał.