Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/85

Ta strona została przepisana.

Jarmirz tego zrozumieć nie mógł. Chwilami zdało mu się, że biedny Włast chyba oszalał.
Tymczasem Włast, choć mocny na duchu, na ciele upadać zaczął. Od wilgoci dostał ciężkiej febry i leżał nieprzytomny.
W takim stanie Jarmirz go nareszcie wychudłego i osłabionego wyniósł z jamy na ramionach, złożył w szopie, okrył, napoił ciepłym miodem i gdy sen go pokrzepił, zmusił niemal do ucieczki.
Włast był jednak tak osłabionym, że choć go Jarmirz podtrzymywał, długo na koniu usiedzieć nie mógł. Po godzinie jazdy zatrzymali się w gęstwinie, bo biednego więźnia znów położyć trzeba było.
Jarmirz, nie wiedząc sam, co począć z chorym, na losy się zresztą spuszczając, pozostawił śpiącego chorego i popędził przez las do grodu nad Cybiną. Za stróża przy Właście został stary pies, który pobiegł za Jarmirzem i teraz na rozkaz jego położył się przy chorym panu i koniu.
Już był dzień jasny, gdy Jarmirz stanął w grodzie. Pierwszą, co tu zobaczył, była Jarczycha. Gdy jej Jarmirz opowiedział, co się stało i jak zostawił w lesie Własta, załamała ręce i padła na ziemię, a potem wstała i pobiegła dobijać się do Dobrosława. Zrazu Dobrosław zrozumieć jej nie mógł, wierzył bowiem, że Luboń zmusił Własta do odstępstwa. Stara zawołała Jarmi-