Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.
113

Od téj chwili czwałował jakby snem ujęty.. był w gorączce, żył marzeniem, przed którém przelękła rzeczywistość cofnąć się musiała.
Niewiedział jak długo biegli i w którą stronę od Skały, gdy Stach przytomniejszy od swego pana, czując się zbłąkanym, przeląkł się o Karola. Kilkakroć starał się wykrzykiem cichym napróżno zwrócić jego uwagę. — Koń i jeździec czwałowali niepowstrzymani.
Wśród nocy ciemnéj ledwie drożyny widać było. Karol czy koń jego wybierał zawsze najmniéj dostępną, najdzikszą, jakby chciał uniknąć pogoni za sobą.
Wistocie Karol podejrzewał, że podejrzliwy Poremba musiał czatować i mógł gonić, dopaść, odprowadzić: myśl sama krwią mu twarz oblewała, czoło sromem.
— Panie, panie! odezwał się wreszcie Stach po długim biegu, zaczynając się rozpatrywać w okolicy — panie! panie wszak to my zajechaliśmy gdzieś pod Ojców ku Pieczarom.. a nam trzeba było pono gdzieindziéj...
W istocie wśród ciemności nocnych ukazujące się skały coraz wyższe, zwiastowały górzy-