Karola, w którém inaczéj biło serce, bo się czuł jakby do nowego życia powołanym, wyświęconym zbroją i szablą na człowieka. Myśl wprawdzie wracała jeszcze po nad spokojny dwór w Skale, lecz zawstydzona uciekała od wspomnień dni szczęśliwych.
— Młodo, młodo — wstępujesz do naszego zakonu, odezwał się pułkownik jeszcze — ale wola to Pańska... Powtarzam ci, obrońców ojczyzny zakon jest, usque ad finem — nieswawolna bijatyka i partyzantka... Biada tym co go pojmują inaczéj, a rachują się z nim po ludzku. Pójść jak na zabawkę z chartem w pole i wrócić pod strzechę, pocałowawszy rękę królewską, pokłoniwszy się Moskalom, świętokradztwo i szyderstwo... Widzisz mnie... mam lat sześćdziesiąt z okładem, a więcéj byłem na posługach macierzy niż doma. Dwór kędym się rodził, obrócili w perzynę, żonisko z żalu i tęsknoty zmarło, syna mi pod bokiem ubito... gdym blade czoło jego całował, a dusza mu z ust ulatywała... sam ranę dostałem... A jeszczem na posterunku...
I nie zejdę już z niego, chyba... ad patres...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.
129