Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.
135

— Ależ wojna! a to.. szpieg!
— Co to wojna, krzyknął Skiba niecierpliwiąc się, czy to ty nas masz za pospolitych żołnierzy, za jakąś szajkę rębaczy? Spojrzże na piersi, zobacz krzyż na szabli drugi, a w sercu mieć powinieneś trzeci...
— Ojcze, zdrajca niegodny!
— Któż wie, tłumaczy się że nie wiedział co mu dano, a minę ma głupią..
— Ojcze udaje głupiego, a frant.. krakowskim targiem, schylając się do kolan Skiby, szepnął Samocha, pozwólcie mu dać trzysta płazów i niech sobie rusza się wylizywać...
— Stary ty rzeźniku — rzekł pułkownik — nienasycony, niepoprawny... idź, a rób co ci mówię.. czasu niema do stracenia! do koni!
— No, no, wola wasza, mruknął Samocha, targając wąsa — ale się klnę żem do was dawno takiego żalu nie miał.. no, no! abyście tylko waszéj miękkości nie żałowali.. ja ręce umywam.
Spostrzegłszy nową twarz dorodnego młodzieńca, nie mógł się jeszcze wstrzymać stary, aby nie popytać po cichu, popatrzał na Karola, uśmiechnął się.