na powiekach, Karol zdawał się siłą jakąś porwany od ziemi.. na barkach rosły mu skrzydła.
Jeszcze pierwsza strofa brzmiała gdy szmer się zrobił, od przedniéj straży wiedziano parlamentarza moskiewskiego z chustą białą, zieloną gałęzią i papierem w ręku.
Rusin szedł a rozglądał się.. szyderski uśmiech krzywił mu wargi, garść ta ludzi tak mu się zdawała do połknięcia łatwą!
Na papierze stało, dobrą, niestety, polszczyzną, że pułkownik Morozów wzywał konfederatów do zdania się na łaskę.. gdyż inaczéj oddział w koło otoczony, w pień będzie wycięty..
Skibie czytając, krwią zabiegły oczy, z konia spojrzał na żołdaka, i zdartym papierem rzucił mu w oczy.
— Powiedz temu kto cię przysłał, odezwał się — że żołnierze matki Boskiéj padają ale się nie poddają.. Co Bóg da!
— Zatrzymać parlamentarza! obejrzał nas! krzyczał Samocha.
— Hej! hej! liczonych i nieliczonych śmierć bierze — odparł pułkownik.. puścić go..
Cicho i pieśń zabrzmiała daléj znowu, oddział począł się posuwać ściśnięty, szable obna-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.
143