Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.
147

niewiedząc co czyni, czując tylko że był szczęśliwy. Uśpiona krew pradziadów odżyła w nim zbudzone okrzykiem bojowym.. wspaniałością walki gorączkowéj rozwścieczonéj. Zdawało mu się że świat by był rozbił piersiami, a czoło promieniało takim zapałem, że ludzie się przed nim wylękli, cofali...
Jechał przy sztandarze, Chrystus błogosławił, uśmiechała się Matka Boża.
Któż powie jak to długo trwało? Niebo się zaczerwieniło, z za pasów chmur wyjrzało słońce, oni szli, szli, coraz mniejszą garścią po trupach ludzi, po koniach, które wbijali do ziemi.
Za niemi wreszcie została Moskwa.. rzucając się, to odskakując i obsypując kul gradem.
Przerznęli się przez ten motłoch strwożony ich męztwem; ale mimo ran, strat, znużenia, chwili nie było do spoczynku, nie zwalniano biegu, iść musiano, odstrzeliwając się..
Trzecia część walecznych legła na placu, więcéj niż drugie tyle było rannych co się jeszcze wlekli.. Żołdactwo odzierało trupy i dobijało rannych...
Karol poczuł jakiś ciepły pot płynący mu po piersiach.. chwycił się ręką.. Czy ze znu-