Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.
148

żenia zrobiło mu się słabo? zaćmiło w oczach, pochylił się na siodle.. Świat i bitwa i wschodzące słońce zamgliły się.. znikły.. w uchu tylko huczały okrzyki i wrzawa.. a po nad nie:
Jezus Maryja!
Na szpaku krwią obluzganym, Staszek sam ranny lekko podtrzymywał omdlałego pana i lecieli tak, daléj a daléj.. aż strzały ustały, gwar przycichł, dzień jasny, łagodny, wiosenny roztaczał blaski swe nad ich głowami.
Stanęli na polance rany obwiązywać, koniom się dać wysapać, zmarłych opłakać.. i policzyć. —
Skiba ukląkł i gorącą modlitwą Bogu dziękował za garść walecznych, ocaloną choć w części.
Karolowi kula zorała pierś młodą, ale postrzał nie był śmiertelny; przesunął się po niéj czerwoną wstęgą ją znacząc.. jakby ręka niewidzialna wstrzymała kulę, by daléj nie poszła.
W gorączce drgał chłopak jakby ciągle jeszcze walczył, śpiewał, śmiał się, ściskał.. aż szał ten w końcu w głęboki sen ołowiany i odrętwienie się zmienił.......