Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.
158

Obłamał pruszynę i włożył ją w usta.
— Dzielę się z tobą..
Pobłogosławił resztę..
— Weźmij to, rzekł.. dobry człecze, opatrzność ci przymnoży, boś był posłuszny rozkazom Bożym.
Leśniczy się pokłonił.. w tém Skiba podniósł oczy i zobaczył także żebraka.
Obaczywszy go.. zdrętwiał na chwilę.. potém się nagle zerwał, przestraszony, poruszony i pobiegł ku niemu.
Dwaj ludzie ci długo patrzali na siebie oko w oko, żaden słowa powiedzieć nie mógł czy nie śmiał. — Na twarzy przybysza nie zmienił się wyraz spokoju, pułkownik walczył z sobą, kilka razy usta chciał otworzyć, zadrgały mu, nie powiedział słowa, wyciągnął ręce — niemy. — Żebrak nie podał mu dłoni.. ani okazał uczucia. —
— Ojcze! ty żeś to! ojcze! zawołał nareszcie Skiba, prawie chcąc paść na kolana, tak się ku niemu pochylił.
Nic nie mówiąc żebrak głową potrząsał — jakby nierad i gniewny.
Pułkownik odstąpił smutny. —
— Zkądże to Pan Bóg prowadzi? zapytał.