— Mnie? odrzekł przybysz — mnie zdaleka! zdaleka! całe życie wędrówką.
— To jego głos! to on! zawołał Skiba.
Żebrak ruszał ramionami i trząsł głową.
— Człowiecze, rzekł, jeżeliś mnie poznał, po co pytasz a kusisz?.. jéśli mnie nie znasz na co ci imie moje? A może ja idę z ordynansem Bożym nie za sprawą własną?. ze słowem z nieba i niewolno mi co innego rzec tylko to z czém mnie posłano? ani znać innego człowieka prócz tego do którego idę?
Wszak widzisz łachmany żebraka.. znać jestem dziś nędzarzem i wędrowcem.. nic więcéj.. A czém byłem to Bóg wie, który czyni małemi narzędziami sprawy wielkie i kruszy ludzkie potęgi w proch, a bohaterów w kał przemienia.. ze świętych czyni zgorszenie a z najpodlejszych zbudowanie. Dla czego porzuciłeś modlitwę i wstałeś i przyszedłeś kusić i badać człowieka.. jakbyś był tym co go ma wydać wrogom??
— O! gorzkież słowa wasze! zawołał korząc się pułkownik — ale od was przyjmę w pokorze. Winienem. Przecież grzech mój zrodziła miłość i cześć a przebaczony mi być może.
Żebrak popatrzył ku słońcu zachodzącemu.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.
159