Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.
164

wał instynktowo.. na chwilę się nie wstrzymując w biegu. —
Tylko co za ostatnim jeźdźcem orszaku, który ich poprzedzał, miały się zamykać wrota twierdzy, gdy u nich stanął żebrak i wychyliwszy się w podwórzec, na którym właśnie oddział konnicy z siodła się zbierał, otoczony ciekawą załogą, — zawołał głosem wielkim, który echem rozległ się wśród pustych murów i ciszy:
— Kazimierzu, w imię Boga wszechmogącego staw się do mnie!
Po tym głosie milczenie było grobowe.. wszystkich dreszcz jakiś przeszedł usłyszawszy te słowa; aż z głębi podwórca wybiegł mężczyzna średniego wzrostu, w sile wieku, zbudowany krzepko, w ubiorze wojskowéj starszyzny, z huzarska oblamowanym suto srebrnemi galonami.
Poznać było wodza po rozkazującém obliczu..
Latarnia w bramie stojąca rzucała nań pas światła.. Twarz była nacechowana wyrazem energii, surowa, ale pociągająca urokiem natchnienia i zapału.. Rysy jéj na pierwszy rzut oka zdawały się pospolitemi — ale tyle życia tryskało z oczów ruchomych, z warg koralowych nieco dumnie od-