ścia będą się musieli zaprzeć Boga, ojczyzny, wiary i narodu. —
Widzę ich.. widzę całe pokolenia tych ludzi spodlonych co zgiąwszy się na ramionach nosić będą złocone jarzmo, rozkryte mi są ich sumienia pełne ran i zgryzot i śmiać się będą ich usta, nasycać kadłuby, świecić piersi, a boleć i jęczeć wnętrzności serdeczne aż do zgonu. Albowiem nikt, kogo Bóg stworzył białym niemoże wdziać skóry czarnéj, a kto wdzieje ją, umrze, bo go ona spali..
Kazimierzu! dodał — tobie przeznaczone wygnanie.. i Bóg pobłogosławi ci w niém, abyś na wielkie imie zapracował, a da ci bohaterski koniec..
Dziś.. potrzeba ażebyś natychmiast zdał to miejsce święte choćby w ręce plugawe.. albowiem nie dopuści Bóg, aby mu co złego uczynili i napełni ich grozą i strachem. Godzina przyszła ofiar.
Dzisiejszéj nocy jeszcze masz wynijść ztąd i iść w świat, gdzie oczy poniosą. Nad tobą Bóg!!
Idź wybrańcze na tułactwo!
— Wybrańcze! powtórzył Pułaski z boleścią.
— Ale niech cię pycha nie podnosi choć wybranym jesteś, bo razem z niemi pójdą téż na tułactwo i najostatniejsze pomyje narodu, abyście
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.
178