Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.
192

— Niewidzę go, rzekł powoli starzec — jak mu imie?
— Karol — Karol Pluta..
— Ten który jechał przy boku twoim.. Niech idzie z wybranymi na wygnanie.. przywiedź mi go tu.. dam i jemu szkaplerze z błogosławieństwem.. ale nie rychléj, aż tu przyjdzie Pułaski.. Pomodlę się na intencyę waszę..
— Więc żadnéj pociechy? żadnéj nadziei?
— Synu.. Bóg zawsze ma pociechy, Bóg zawsze chowa nadzieję — Ale czyśmy zasłużyli na nie? Wyście może lepsi od innych, ale dla dziesięciu sprawiedliwych Sodoma i Gomora nie będzie ocaloną.. Wierzyliśmy więcéj w Turka, więcéj w Wołoszyny zdradne, we Francuzy płoche, w Rakuszan.. niż w Boga i cnotę.. Bóg karze..
— Cóż czynić?
— Modlić się, cierpieć, pracować.
— Długo?
— Starcze! przyszłość się nie mierzy ludzkiém życiem.. Świętokradzca, kto ją chce odsłaniać gdy niema woli Bożéj..
— A! nie dla siebie.. nie, rzekł z zapałem Skiba — pytam was, ale dla ojczyzny.. Niech