Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.
219

ale losy człowieka to wiekuista zagadka. Bóg kazał inaczéj — nie myślmy o tém — stało się. Karol westchnął i on pomyślał.
— Gdym wyjeżdżał do Tyńca lub Częstochowy, któżby zgadł, że się na ocean atlantycki zabłąkam.
— Dziś jeśli mi kogo żal, to tego dziecka Ukrainy, Bohdanka mojego, mówił Pułaski — trzebać mu było, wyrwawszy się cało z rąk tłuszczy tureckiéj pod Sylistryą, przepłynąwszy większą część drogi, dać się poźréć rekinowi pod San Domingo.. biedne, poczciwe chłopię..
— Ale bo i sam sobie winien, do trzykroć.. przerwał Rogowski — com go naprzestrzegał żeby nie dokazywał z tém pływaniem. Dobrze to u nas gdzie największa ryba sum, ale tu.. te djabelskie monstra toby wołu zjadło na śniadanie nie tylko takie drobne stworzenie jak Bohdanek.. Ale on byle wodę zobaczył, jak ryba, jak amfibija zaraz mu się zachciewało pływać.
— Dajże mu już pokój nieborakowi, odparł smutnie Pułaski, niech mu Bóg da odpoczynek.. dziecko było i służka serdeczny. Mój Boże jak to piosnki śpiewało! Nie jestem zabobonny, do-