Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.
221

— Zbiera się na burzę to pewna, dorzucił Karol — chmury pędzą choć jeszcze daleko, wiatr dmie coraz gwałtowniéj i nierówno, jakby się gniewał.. zły znak. Okręt jak łupina skacze po falach.
Zamilkli. Karol na wspomnienie Bohdanka westchnął po swoim Staszku.. Niewiedział nawet co się z nim teraz działo. Musiał go zostawić w Częstochowie, ale chłopię wierne dognało go późniéj w Dreznie, towarzyszyło wszędzie i dopiero w Paryżu, przestraszone długą morską podróżą, wahać się poczęło..
Karol widząc go smutnym, sam się postarał zostawić go we Francyi.. Staszek miał wrócić do Skały.. wahał się jednak..


Głos kapitana Leclerc komenderejącego mięszał się z szumem wichru, pluskiem fal coraz rosnących, ogromnych, spienionych; z chrzęstem masztów i drzewa w samych wnętrznościach statku. Majtkowie zwijali się żywo, mrok zapadał, burza nadciągała widocznie.. Niekiedy w dali błyskawica, jak wstęga złota przerznęła czarne obłoki i piorun przeleciał jak wąż w przepaście..