Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.
223

go niepomału, począł się obawiać o drogą swą osobę, zachmurzył i pobiegł do zasępionego Leclerca.
— Kapitanie! czy jest niebezpieczeństwo? na miły Bóg? czy jest niebezpieczeństwo?
Francuz nic nie odpowiadając nawet, ręką rzucił w powietrzu zniecierpliwiony, pozbywając się natręta.
— Burza, burza nadchodzi widocznie, ja się znam na tém jak na innych sprawach.. wy to wiecie! A właśnie jesteśmy nieopodal od brzegów, nuż nas rzuci o skały, lub osadzi na mieliźnie.
O mało nie dodał: Caesarem vehis ejusque fortunam; ale Leclerc odpędził go gniewny, rozkazując mu niegrzecznie iść do stu tysięcy djabłów. Naówczas przerażony Girod, czując w niebezpieczeństwie niepohamowaną potrzebę wygadania się, obrócił się do garstki Polaków.
Można sobie wystawić jak ta samochwalcza, awanturnika postać wstrętliwą była dla Pułaskiego; rad się jéj pozbywał aby jak najmniéj o tę żywą antithezę ociérać.
Ale Girod umiał być natrętnym aż do głu-