Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.
227

by paszcza ogromna, spieniona i zdawała chcieć poźreć statek.. oblewała pokład, przelatywała przezeń i biegła daléj..
— Zważcie, proszę, rzekł, przysuwając się Giród — co za los mój! już miałem zapewnione szczęście, bylem się tylko na ląd dostał.. a tu.. sądny dzień.. to nie obejdzie się bez katastrofy. Jeszczem takiéj burzy na morzu nie widział.
— A ta, co nas chwyciła u Antyllów, spytał Rogowski.
— Tamta! to była zabawka w porównaniu do téj piekielnéj nocy...
— Prawda, dodał Pułaski po polsku, że to noc jarząbkowa — wszakże tak, panie Macieju?. u nas się tak te błyskawiczne nocy nazywają...
— Ale wiem, jarząbkowemi lub Eliaszowemi...
— Na Rusi dodał z westchnieniem Pułaski.
Girodowi w biedzie gęba się nie zamykała, ale go nikt nie słuchał. —
— To już fatalność jakaś, wołał — służyłem Fryderykowi Wielkiemu i tam mi diabeł przeszkodził do jeneralskich szlifów, choć stary Fryc poznał się na mnie i cenił; służyłem potem w austryjackich dragonach i z tamtąd mnie in-