Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.
250

Gdy przewodnik wskazał im nareszcie ten cel podróży, było to rankiem pochmurnym i dżdżystym; znużenie i słota osmutniały nietylko krajobraz ten wdzięczny w dni jasne, ale i ludzi.. i dusze.
Pod miasteczkiem, ledwie na to nazwanie zasługującém, licho i niepozornie przedstawiał się wojskowym europejczykom obóz ten wolnych ochotników. Rogowski, jak zwykł był wszystko do Polski porównywać, tak i amerykańskie obozowisko znajdował podobném do lichéj mazowieckiéj wioski.
Z po za na prędce usypanych wałów na trzebieży widać było znaczną przestrzeń, zajętą gęsto plecionemi z chrustu szałasami, do nędznych wistocie chat podobnemi.. Po nad tém niebo chmurne, szaruga, ziemia od deszczów przesiąkła, błotnista, dodawały widokowi smętnego wyrazu.
Śmiały się tylko wzgórza lesiste i szumnie bieżące wody dwóch rzek, stanowiących ramy obozu. —
Pierwsi téż rycerze niepodległości, których spotkali na placówce, nie byłi podobni do tych bohaterów, których sobie wyobraźnia stwarzała.
Ludzie ci, acz silnéj budowy, wynędzniali,