Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/255

Ta strona została uwierzytelniona.
253

ny, grubiańską mógł dać odprawę przybyłym z listami z drugiéj półkuli.
Przez obóz pełen strug błota, cały zastawiony szałasami, środkiem wozów i koni, które na deszczu stać musiały; dobili się podróżni do nieco schludniéj urządzonego szałasu, w którym Lafayette zamieszkiwał. Choć w miasteczku znalazłby był może schronienie wygodniejsze, ochotnik dobrowolnie podzielał losy żołnierza.
Ale chcąc walczyć za sprawę amerykańską, potrzeba było przejąć i obyczaje republikanów, surowość i prostotę Washingtona. Lafayette na pół jeszcze pozostał Paryżaninem, zbyt był nawykł do życia salonów, do ich wykwintu i wygód, by nieco sobie więcéj nad innych nie pozwolił.
Namiot jego chruściany, lepiéj od innych zabezpieczony był od ulewy; i nie brakło mu sprzętów, czyniących życie to znośném. — Wśród ciasnéj téj klatki ujrzeli wychodzącego przeciw sobie pięknego młodzieńca, z jasném obliczem, twarzą uśmiechniętą, rysy szlachetnemi i obudzającemi uszanowanie. W fizyognomii saméj znać było potomka rodu, który odwykł od bo-