Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/263

Ta strona została uwierzytelniona.
261

o wspólną sprawę ludzkości — tam każdy obcy zyskuje prawo obywatelstwa.
Lafayette słuchał rozrzewniony, ale smutny ścisnął w milczeniu rękę Pułaskiego, i po chwili pożegnał go z listami i papierami udając się w sprawie przybyłych do Wishingtona.


Deszcz lał ciągle, widok obozu, ludzi zapełniających go nie były powabne i rzeczywistość daleko odchodziła od wymarzonych w podróży obrazów. Żołnierz amerykański mężny, natchniony często duchem wielkim, wglądał z blizka prawie odrażająco. Brakło mu zupełnie nęcącéj powierzchowności; wielu z nich okrywały łachmany, zamiast obówia rodzaj kurpiów i indyjskich mokasynów, na twarzach dobitnie malowało się zniechęcenie i znużenie.. Zła pora, niedostatek jadła, niewygody obozowe osmucały twarze i zaostrzały wejrzenia.
Nowi przybysze gdzie się kolwiek ukazali, za każdym prawie razem witani byli niechętnemi słowy, pogardliwemi wykrzyki i szyderstwy — krwawiło się serce.
Karol stał znękany, w płomieniach gniewu..