Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.
266

pół walczą z chłodem i mrokiem. Powietrze téż przesiąkłe wonią odurzającą, czuć było odmienne... lało ono w piersi potęgę odmładzającą, a w mózg upojenie jakieś i szały...
Zaledwie przeszedł z siekierą po trzebieży robotnik... rzekłbyś, że za jego stopami odzyskiwała roślinność swe prawa, ścierała zniszczenia ślady, walczyła z nim zwycięzko. Drobnym tu, słabym wydawał się pan natury w obec potęg dziewicznego świata. Rozpatrując się w tych nowych dla siebie widokach, Pułaski siadł na pniu ściętego drzewa, a myśl jego poleciała za ocean, na ukraińskie stepy. Zagrała jéj tęskna pieśń od mogił wiekowych... utonął w snach przeszłości. —
Gdy tak spoczywał i marzył, postrzegł przed sobą powoli nadchodzącego i jakby rozglądającego położenie mężczyznę wysokiego, barczystego, ubranego bardzo skromnie, z perspektywą i laską w ręku.. Wyglądał on na zamożnego kolonistę, co własnemi rękami pracował około plantacyi — ale twarz poważna, myśląca, piękna, zwiastowała w nim i duszę szlachetną i rozum niepowszedni.