Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.
276

— Jakto? czyżbyście niewiedzieli? —
— Nic nie wiem, spotkanie było przypadkowe.
— To wódz! to Washington, zawołał Lafayette, a w téj chwili amerykanin z pełną uprzejmości prostotą i wyrazem przyjacielskim dłoń polakowi wyciągnął..
— Proszę mi darować, panie generale, odezwał się Pułaski, moją żołnierską gburowatość, rubaszność i może zbytnią otwartość; prawdziwie niewiedziałem, kogo miałem szczęście spotkać. Wódz potrząsnął ręką..
— Ale tak jest lepiéj, rzekł — znajomość nigdy się korzystniej dla mnie zrobić nie mogła. Poznałem was, takim, jakim jesteście dla wszystkich.. a możebyście innemi nieco byli dla owego Washingtona, który jest niczém więcéj, jak chwilowo odpowiedzialnym za wszystko złe, jakie kraj spotyka. Cenię was już wielce z piérwszéj rozmowy i cofam, com o amerykanach powiedział. Takich ludzi, jak wy, potrzebujemy, pragniemy.. niewiém waszego nazwiska...
— Panie generale, przerwał Lafayette, właśnie wam miałem hrabiego Pułaskiego przedstawić. Pisze za nim do was gorąco Franklin, do-