nagrodzony. On właśnie jest znamieniem wilii, on jeden starczyłby za wszystko.. on mógł być wilią, całą, bez niego wieczerza na sianie.. tą uroczystą ucztą naszą nazwać się nie mogła.
Już Karol rozmyślał o upieczeniu opłatka, gdy chodząc na zwiady, dowiedział się, że w niedalekiéj osadzie, która była, jakby przedmieściem Trenton, zwanéj Lamberton, za rzeką Sapping, mieszkał ksiądz, francuz, który tam w kapliczce urządzonéj w pokoju, mszą dla szczupłéj liczby katolików odprawiał.
Nie potrzebowano się taić zbytecznie z katolicyzmem, ale w czasach wojny, w chwilach rozdrzaźnienia, wśród większości protestanckiéj, fanatycznéj, nie chciano się na szyderstwa jéj narażać.
Karol siadł na koń, aby dobiedz do Lamberton do księdza.. Już był minął ostatnie domki osadników i miał się puścić za rzekę, gdy na drodze zjechał się z obcym, widocznie podróżującym, nieznajomym mężczyzną. Był to człowiek młody jeszcze.. z podziwieniem Karól postrzegł na nim, po amerykańsku zrobioną, ale polską taratatkę.. Rysy jego nie piękne, ale miłe, łagodne i ożywione, miały w sobie coś tak polskie-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/307
Ta strona została uwierzytelniona.
305