Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/327

Ta strona została uwierzytelniona.
325

i serca biegły tam, gdzie do nich także biły piersi stęsknione, rodziny, braci... przyjaciół.
Tadeusz otarł łzę, przypomniały mu się — Moraczewszczyzna, Siechnowicze...
— Dawno, rzekł, dawno nie kosztowałem takiéj rozkoszy — to godło Chrystusa spoiło nas jak rodzinę. Ze wszystkich polskich obrzędów i uczt to najpiękniejsza, to najuroczystsza, to najwięcéj mówiąca do duszy.
— Bo téż to dzień narodzenia Tego — rzekł Pułaski — który skruszył kajdany niewoli świata.
Łamali się opłatkiem, patrząc niedowierzająco, na tę dawno niewidzianą kraju pamiątkę...
Z rozweseloném czołem zasiedli do stołu. Niestety! murzyn barszczu z uszkami zrobić nie umiał... Zastępowała go polewka.
Inne potrawy, jeśli nie miały smaku naszych, przypominały je przynajmniéj z twarzy, murzyn ów (przezwany Mandarynem) czego nie mógł dobrze wyrozumieć, w to kładł jak najwięcéj pieprzu, który w jego przekonaniu, zdolnym był zastąpić wszystko i omamić podniebienie. Ryby wszakże z szafranem, po żydowsku z patatami, i smażone z kapustą palmową wybornie się udały.
Dobyto parę butelek, nie było to owe Hun-