— Gdy mi z błogosławieństwem oddawał szkaplerze. —
Rogowski spojrzał przerażony. —
— A cóż się stało?
— Wczoraj — musiał mi się sznurek przetrzeć i szkaplerze... no — gdzieś przepadły.. Szukałem ich sam, drudzy także.. jak nie ma tak nie ma.. Rozumiesz ty co to znaczy?
— Ale co znowu ma znaczyć, odpowiedział Rogowski — co ma znaczyć! Ks. Marek, święty człowiek, w uniesieniu czasem prorokował nie jasno.. nie wyrozumiale... Szkaplerze się znajdą..
— Nie znajdą się — zawołał Pułaski weseléj z rodzajem rezygnacyi męzkiéj — niech się wola Boża stanie. Dzisiaj się u kapelana Francuza wyspowiadałem i na duszy jestem spokojny.. Niech się dzieje, co Bóg przeznaczył. Życia mi nie żal, dodał powoli, nie doczekam nic lepszego dla Polski, póki króluje Soliter.. boli mnie tylko, że was tu tak samych porzucę.. otoczonych tą niechętną gawiedzią... Słuchaj Rogowski, ty sobie jeszcze dasz radę, ale ten biedny Karol..
Pamiętaj, w złym razie, garnijcie się do Kościuszki — on was z téj otchłani wyratuje.. Otchłań to w istocie, choć o świętą idzie sprawę..
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/348
Ta strona została uwierzytelniona.
346