dniesioną szablą Pułaski, tuż obok, osłaniając go Pluta i Rogowski. Chwila tego prądu niepohamowanego była niestety krótką. Z bastyonu zagrzmiały działa, ostatni jeźdźcy wparli się na poprzedzających, cisnąc i prąc jakby na żelezną zaporę.. bo pierwszy szereg został wstrzymany nagle.. Pułki zmięszały się w jeden kłąb, w jednę nieforemną masę, ludzie i konie.. trupy i żywi.
Na przedzie kolumny wódz leżał obalony z koniem.. a w koło mrówie anglików..
Rogowski, który go nie opuścił i Karol, oba odcinali się już napastnikom pod kul gradem. —
Pułaski oparty na łokciu wskazywał jeszcze jedną ręką twierdzę, gdy drugą cisnął pierś, z któréj buchała krew. Nogę miał urwaną od działowéj kuli. —
Rogowski schylał się, aby go podźwignąć, gdy karabinowa kula z okopów zryła mu czaszkę i obaliła z konia, zbroczonego obok wodza.
Wstrzymany w ciasném przejściu oddział, dogodnym był celem wystrzałów, kule sypały się gęsto, niektórzy z ochotników tył podali, mała garść skupiła się około Pułaskiego, który głosem osłabłym wołał jeszcze —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/358
Ta strona została uwierzytelniona.
356