Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/361

Ta strona została uwierzytelniona.
359

bladość, okrywająca twarz, oznajmiła Karolowi, że wódz jego, brat, przyjaciel, opiekun, nie żył.
Takim był zgon tego człowieka, któremu przeznaczenie dało najszlachetniejszą duszę, na to tylko, by cierpiała niewdzięczność od swoich, potwarze.. a potém bóle wygnania, a wreszcie.. lekceważenie pośmiertne we własnéj ojczyźnie, — wynagrodzone czcią u obcych. Ostatni z rodziny, ostatnią krwi jéj kroplę wylał w sprawie, któréj wiernym dotrwał do zgonu.


Gdy Rogowski ranny ciężko kulą, która mu z czaszki skórę zdarła, po kilku godzinach nieprzytomności przyszedł znowu do zmysłów, — po twarzach Karola i otaczających go towarzyszów poznał, że ukochany wódz już nie żył.
Żałoba oblokła ich wszystkich.. czuli się bez niego sierotami; bez niego Ameryka, wojna, sława, przyszłość świetna nic ich nie obchodziła. — Rogowski płakał jak dziecko, Karol stał jak posąg zmartwiały i znękany.
Żal powszechny w całym obozie ulżył może ich strapieniu, przekonaniem, że umiano ocenić wielkiego męża. Lincolne, Wayne, Washington