Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.
41

gdzie; papugi co rej wodziły, pobratały się ze wszystkiemi, do orłów tylko własna krew strzelała na spokojnych obradach w kościele.
Trzy pokolenia na raz czekały dzwonu, wici, hasła, siedząc we dworze na Skale. —
Skałą zwał się dwór Plutów.
Plutowie wyszli byli niegdyś z ziemi Wiskiéj na Mazurach, tego rozsadnika który szlacheckiemi członkami całą Polskę obsadzał — ale z dawna już zasiedzieli w Krakowskiém i tu dogorywali. —
Chodziło to w żelezie póki mogło, a w żałobie po niém gdy go nie stało. Ich powołaniem było walczyć i umierać za kraj; po to się rodzili. Wiedziała każda matka biorąc niemowlę do piersi, że męczennikowi życie dała, i chowała je tak aby cierpieć umiał.
Nie karmiono orłów słodyczami a ciszą, ale karmią twardą i cierpieniem ostrém jak w Lacedemonie, a gdy dziecię rozumiało słowa, uczyło się pogrobowych legend dziadowskich.
Osnuwały one kolebkę i jak mleko lwicy przepajały dzieci. Nawet niewiasty ich, gdy zapłakać chciały, szły ze łzami tam, gdzieby je Bóg tylko widział, bo mięknąć nie było im wolno aby synów nie zmiękczyć.