gdzie; papugi co rej wodziły, pobratały się ze wszystkiemi, do orłów tylko własna krew strzelała na spokojnych obradach w kościele.
Trzy pokolenia na raz czekały dzwonu, wici, hasła, siedząc we dworze na Skale. —
Skałą zwał się dwór Plutów.
Plutowie wyszli byli niegdyś z ziemi Wiskiéj na Mazurach, tego rozsadnika który szlacheckiemi członkami całą Polskę obsadzał — ale z dawna już zasiedzieli w Krakowskiém i tu dogorywali. —
Chodziło to w żelezie póki mogło, a w żałobie po niém gdy go nie stało. Ich powołaniem było walczyć i umierać za kraj; po to się rodzili. Wiedziała każda matka biorąc niemowlę do piersi, że męczennikowi życie dała, i chowała je tak aby cierpieć umiał.
Nie karmiono orłów słodyczami a ciszą, ale karmią twardą i cierpieniem ostrém jak w Lacedemonie, a gdy dziecię rozumiało słowa, uczyło się pogrobowych legend dziadowskich.
Osnuwały one kolebkę i jak mleko lwicy przepajały dzieci. Nawet niewiasty ich, gdy zapłakać chciały, szły ze łzami tam, gdzieby je Bóg tylko widział, bo mięknąć nie było im wolno aby synów nie zmiękczyć.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.
41