Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.
43

z nim i nogę zgruchotał. Źle leczony na całe życie kaleką z krótszą jedną pozostał, i chodził o kiju. Więc mu już przyszło dziesięciu pokoleń rycerskich potomkowi być hreczkosiejem i domatorem. A czuł to ojciec i on sam, iż w tém było znamię kary Bożéj, jakoby mu rzekł Pan. Nie chcę was i waszéj ofiary, a służyć wam sobie nie dam.
I na całe życie smutek osiadł na twarzy Jakuba. — Oblicze téż Adama rzadko się uśmiechało, choć pogodą jaśniało zawsze.
Gdy go obcy raz spytał, wygnańca chwilowego, coby był za jeden. — Miles christianus sum, odrzekł. W tém było wszystko.
Za ową salą w któréj biesiad wstrzemięźliwości strzegły wspomnienia mężów wielkiéj cnoty, była izba dziada. Okna jéj wychodziły na ogród, przez drzew konary widać było kaplicę, tak że gdy się jéj drzwi otwarły, ołtarz widział i mszą a gdy czasem chodzić nie mógł — bo go nogi naprzód opuściły (jako to zwykła w Polsce śmierć brać ludzi od nóg poczynając, znać że za barki nie mogła) — słuchał mszy świętéj z krzesła i klęcznika u okna. Zaglądał tu kościół bo téż to cela była rycerska, ta izba dziadowska.