Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.
52

ustach. Nie żeby tak surowym był, bo się nigdy nie gniewał i nie fukał, ale karał milczeniem. Kogo on nie widział ten jakby już do dworu nie należał, nie miał tu co robić. —
Jejmość téż szanowano jak anioła opiekuna, przez nią szły sprawy, prośby i instancye, ona wiedziała kiedy miłosierne słowo wyrzec do męża i ojca. Chodziła biało, uśmiechała się jasno, i zwano ją białą panią po wsiach, bo się była od straty córki a narodzin syna skazała na tę jasną żałobę. Czarna być miała, ale męża i ojca oczom i sercu folgować musiała, bo ich kolor ten zasmucał.


Tak wyglądał ów dwór, orle gniazdo stare, ale wejrzawszy weń, ujrzałeś więcéj dziwów i cudów, niżby się z razu po tém obliczu prostém spodziewać można. Nie było tu popisu z niczém; często najlepszego szukać głęboko i domyślać się musiano, bo się kryło. Tu i surowy post się chował i modlitwa taiła, i dobrodziejstwa skrywały; życie szło pomiędzy niemi a Bogiem w tajemnicy.
Znał te serca może — jeden spowiednik, co patrząc w głębie ich, płakał z wesela.